Fabuła

Z Endore
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Jest wrzesień 2912 roku III Ery Śródziemia. Ludy Eriadoru podnoszą się po stratach jakie przyniosła Sroga Zima, a tym samym powodzie za nią idące. Zniszczenia jakie wywołały powodzie oraz zdziesiątkowana ludność szczególnie w mniejszych osadach ludzi sprawiły, że większość ludności skupiła się tego lata w większych skupiskach, na przykład takich jak Bree. Pomimo powodzi, która szczególnie widoczna była na terenach nad rzeką Gwathlo, Tharbad nie został w pełni opustoszały przez ludzi, niemniej jednak uległ kompletnemu zniszczeniu. Ludność, która wówczas tam pozostała, to jedynie Ci, którzy nie mieli wyboru ze względu na banicję jaką doznali od mieszkańców Bree czy Shire. Tym samym Tharbad stał się azylem dla największych szumowin, a niekoronowanym władcą tego grajdołku jest Julian Vesper – wygnany z Bree za nieuczciwe, siłowe działania względem rodziny Butterburrów w celu przejęcia interesu alkoholowego w mieście. Niektórzy mawiają, że powstała w tamtym rejonie przydrożna karczma, do której witają nierzadko również dunledingowie, jest pomysłem właśnie owego Juliana, szczególnie, że pomimo tak parszywej lokalizacji jeszcze stoi.

Problemy jakie wywołała Sroga Zima będą odczuwane przed ludność Bree jeszcze przez bardzo długo, a na ten moment stawia to mieszkańców przed pytaniem w jaki sposób poradzą sobie z tak dynamicznie rosnącą ilością ludzi. Przybysze z wielu wiosek, które upadły na skutek powodzi starają się zacząć nowe życie, jednak dotychczas miasto nie było gotowe na przyjęcie tak dużej ilości osób. Szczęście w nieszczęściu stanowi fakt, że znaczna większość przybyszów stanowią osoby młode, zdrowe i silne, ponieważ ostatnia zima dokonała okrutnej selekcji naturalnej. Niestety jednak znaczna część ludzi okryta jest żałobą po stracie swoich bliskich, co sprawia, że karczma pęka w szwach, gdyż dla wielu z nich jedynym ratunkiem od tego dołu jest alkohol.

Ludzie Eriadoru, szczególnie w Bree, stoją przed wyzwaniem jakie stawiają im nowe czasy, gdzie w dobie rozrostu ich głównej osady muszą podjąć się prób stworzenia pewnej konkretnej struktury władzy. Nie pomaga fakt, że wciaż muszą liczyć się z różnymi zagrożeniami z zewnątrz...

Zielony Trakt – bo tak nazywa się długi trakt idący przez Bree, na południe, aż przez Tharbad, jest regularnie napadany przez grupy grabieżcze. Część z nich to zwyczajni grasanci liczący na łatwy i szybki zarobek, jednakże niektórzy są pod dowództwem Juliana Vespera, za pozwoleniem swego herszta zajmując dobre na zasadzkę miejsca, a część łupów znosząc do Tharbadu. Póki sytuacja się utrzymuje, mało kto tak chętnie podróżuje z południa do Bree i odwrotnie, gdyż jest to gra niewarta świeczki. To z kolei negatywnie odbija się na mieście.

Z drugiej strony trakt od zachodu na wschód uczęszczany był również przez wędrowców, lecz wśród nich byli głównie krasnoludowie. Tak jest dotychczas bowiem to oni należą do tych, którym niebezpieczeństwa nie są straszne. Niemniej jednak, jeśli nie pustkowia Eriadoru to Wysoka Przełęcz stanowi ogromne zagrożenie dla wędrowców. Samo zbliżenie się do Gór Mglistych wiążę się ze sporym ryzykiem, ponieważ po wyżynach regularnie panosza się oddziały orków. To sprawia, że krasnoludowie poniekąd zmuszeni są do współpracy z ludźmi na ich terenach, jednak wśród niektórych pojawia się pomysł, aby odnowić stare kopalnie w pradawnych Górach Błękitnych jak ongiś robili to ich przodkowie z Nogrodu i Belegostu. Do takiego przedsięwzięcia potrzebowaliby jednak współpracy, a być może również wsparcia ludności Bree i Shire w postaci chociażby zaopatrzenia na długie i wymagające kampanie górskie.

W tym wszystkim Shire również nie pozostaje bez trosk, bowiem podczas Srogiej Zimy, przez zamarznięte rzeki dotarły watahy białych wilków, które grasują na północ od Shire, szczególnie polubiły Wzgórza Evendim. Nierzadko schodzą one na południe szukając łatwego pożywienia w postaci hodowlanych zwierząt. Coraz częściej można jednak spotkać w okolicach Shire’u zastępy elfów wędrujące na zachód do Szarych Przystani. Śmielsi podchodzą do wędrowców wypytując o wszelakie wieści i nurtujące ich kwestie na temat tego tajemniczego plemienia. Plotki mówią, że podobno każdy, kto ma dobre zamiary może skorzystać z gościnności mistrza Elronda w Rivendell, nawet krasnolud! Mimo tego rzadko kiedy decyduję się na wyprawę, ponieważ droga tam jest często niebezpieczna. Elfowie jednak służą podobno radą szczególnie tym, którzy po wyprawach do pradawnych ruin odnajdą jakieś nieznane im przedmioty. Ostatnimi czasy jest to zajęcie dla wielu osób, które ogłosiły się poszukiwaczami skarbów. Problem jest w tym, że wiedzę na temat znalezionych artefaktów posiadają głównie jedynie elfowie, choć może być to dobrym pretekstem do odwiedzin.

Różne troski nawiedzają Eriador, a o sporej części z nich ludność kompletnie nie jest świadoma. Chaotyczna sytuacja sprzyja temu, by różne osoby o niekoniecznie dobrych zamiarach wpływały na sytuację realizując swoje cele. Do tego czasu jedynie w Rivendell będzie można zaznać spokoju, taką przynajmniej wszyscy mają nadzieję...